W Puebli spędziliśmy zaledwie kilka godzin (a właściwie dwie noce i kilka godzin ostatniego dnia, gdyż była to nasza baza noclegowa), przy czym po dniu spędzonym z kaktusami oraz poranku w Choluli z widokiem na wulkany... miasteczko to wydało nam się bardzo pospolitym miejscem.
FIESTA! Tak, Meksykanie uwielbiają się bawić... tylu sklepów z gadżetami urodzinowymi i na wszelkie inne okazje nie widziałam jeszcze nigdzie i również w Puebli nie zabrakło takowego akcentu. Na głównym rynku (Zapalo) stada kolorowych klaunów, stada ludzi zachwycających się nimi, stada balonów i stada innych fiestowych gadżetowych... po krótkim spacerze po mieście, stworzyliśmy sobie własne odpoczywające na ławce stado ;-) po czym udaliśmy się na dworzec autobusowy... gdzie czekała nas czasowa niespodzianka - zmiana czasu na zimowy?! i w ten sposób mieliśmy jeszcze godzinke odpoczywania na ławce (prawdę mówiąc, dość męczące było to odpoczywanie... ) a w kolejne pięć godzin znowu byliśmy w naszej tropikalnej Poza Rice.