Geoblog.pl    mrutrips    Podróże    Meksyk i troche dalej    kciuk do gory i do przodu!
Zwiń mapę
2009
10
mar

kciuk do gory i do przodu!

 
Kostaryka
Kostaryka, San José
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 6301 km
 
Pobudka o 6:00 rano, prysznic, cieply prysznic no i sie zasiedzialam! Jako, ze kilka osob z hostelu planowalo ruszyc w tym samym kierunku, chcielismy zabrac sie razem, ale... no nic jeszcze ich dogonie! Kolejny autobus do David za 30 min, strasznie zimno, hmmm... no to sie zaloze ze sama soba: jak zlapie stopa zanim przyjedzie autobus, to do Kostaryki autostopuje, jak nie to autobus (choc kolejne 20 USD na transport srednio mi sie usmiechalo, zwlaszcza, ze jeszcze sporo drogi przede mna). Ha! Nie minelo 10 minut i bylam juz w drodze. David, autostrada, dwa banany na droge, zeby nie utknac gdzies bez zadnego jedzenia i stoje z kartka "Costa Rica"... i stoje... i stoje... az w koncu zatrzymal sie starszy panamenczyk, Francisco. Minal mnie wczesniej i nie bardzo wierzyl, ze ktos mnie zabierze z tego miejsca, wiec postanowil wrocic - czasem to dobrze spotkac ludzi "malej wiary" (i wielkiego serca ;)). Podwiozl mnie do miejsca, z ktorego mialam miec 200m do granicy. Na granicy by go wypytywali po co, gdzie, skad mnie zna, wiec postanowilismy, ze sie przejde. Maly sklepik, drozdzowka, picku... i jeszcze toaleta by sie przydala, uch! Nie bardzo... w koncu sie znalazla - w fabryce kukurydzy - cos juz czuje, ze bedzie dzien z przygodami! Doszlam do rzekomej granicy, sprawdzili moj paszport i poinformowali, ze to tylko punkt migracyjny a granica jest 10km dalej... zapowiada sie dlugi spacer! Nici ze spacerowania, panowie z granicy przejeli sie bardziej niz ja i wsadzili mnie w pierwszy samochod, ktory nadjechal. Granica i... spotykam ekipe z hostelu, a myslalam, ze juz sa sporo przede mna! Pieczatka z Panamy, pieczatka z Kostaryki i jestem z powrotem na drodze. Ale upal!!! Ufff na szczescie dlugo nie czekalam i kolejne 60km do przodu z dziennikarzem lokalnej gazety. Tym razem kartka "San Jose", dalej nie dojade juz dzisiaj, z reszta i tak wstepnie ustawilismy sie z ludzmi z Boquete spotkac w hostelu w San Jose. Nie cale pol godziny i TRUCK do stolicy!!! Jak ja uwielbiam te duze ciezarowki, wygodne siedzenie i wyzej niz wszyscy naokolo ;). Marvin, panamenczyk okazal sie calkiem niezlym przewodnikiem po Kostaryce. Krotka lekcja historii, kilka ciekawych faktow (maja w okolicy baze NASA, w ktorej buduja silnik do wyprawy na Meksyk... laaa ;)), troche o agrokulturze: tu plantacja ryzu, tu kawy, pole trzciny cukrowej, pole ananasow... POLE ANANASOW?! Myslalam, ze ananasy rosna na drzewie jak kokosy!!! Moj kierowca okazal sie zaskoczony moim zaskoczeniem i przy kolejnym polu ananasow zatrzymal sie, zebym mogla sie im przyjrzec z bliska. Zaczyna mi burczec w brzuchu i jakby mi w myslach czytal - przystanek na obiad! Rybka, ryz, smazone banany - pychota! A ze jeszcze zostalam na niego zaproszona i Marvin nie pozwolil mi za niego zaplacic... szczerze to nie protestowalam dlugo ;). Kolejne rozmowy, jak to w Europie, jak w Polsce, droga czesciowo przez dzungle, mnostwo zakretow, slisko i jedziemy wolno. Zaczynam przysypiac... na szczescie kolejny przystanek, tym razem na pyszna lolalna kawe! Dojechalam do San Jose... w miedzy czasie zorientowalam sie, ze przeciez tutaj nie uzywaja dolarow, chociaz mozna nimi placic prawie wszedzie... ale nie w autobusie miejskim! No nic, znajde jakis kantor albo bankomat... i tu juz mi bylo glupio, ale Marvin wcisnal mi 200 Colones (ok 70 gr) do kieszeni, zeby bylo na autobus... Autobus szybko nadjechal, ale okazalo sie, ze bilet to 245 Colones, przeszukalam wszystko, czy moze mi sie cos nie ostalo z poprzedniej wizyty w Kostaryce... znalazlam 5 Colones. No nic, z zarzenowana mina zapytalam sie kierowcy, czy taniej nie moge wysiasc wczesniej, ale on sie usmiechnal i machnal na to reka. No to trzeba by sie jakos dostac do hostelu, skoro jestem juz w centrum. Pierwsza napotkana pani postanowila zaprowadzic mnie tam osobiscie, twierdzac, ze dzielnica nie jest najbezpieczniejsza popoludniu, cos mam dzisiaj szczescie do ludzi! Jest miejce! Ale... ludzie z Boquete jeszcze nie dojechali, to widze poszczescilo mi sie z tym stopem, pol godziny i pojawili sie, nie ma miejsc, wiec sie rozdzielilismy, pozniej obiadek i spacku...

Planowalam tylko nocleg w San Jose, ale w efekcie na drugi dzien wybralismy sie z 3 poznanych rano ludzi do lasu deszczowego. Kilka przesiadek lokalnymi autobusami, mrzawka, 5km na piechote, malpy, ogromne drzewa... niestety park narowody juz zamykali, wiec koniec naszej przygody, z reszta bylo juz pozno, wiec zabralismy sie w droge powrotna do San Jose. Przemoknieci dotarlismy pod wieczor, obiadek, piwko i pozasypialismy jak dzieci.

W miedzy czasie z Sethem z USA zgadalismy sie zabrac na drugi dzien razem do Nicaragui. Hmmm wygodnie podrozuje sie samej, ale czasem milo miec jakies towarzystwo... choc nie tym razem! Seth zmienil rano zdanie, postanowil jeszcze chwile posiedziec w Kostaryce, bylo juz za pozno na stopa, ostatni autobus odjechal, wiec jeszcze jeden dzien w stolicy... no trudno - jutro ruszam sama wczesnym rankiem!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Tomal
Tomal - 2009-03-13 00:41
noo widze ze wszystko po staremu, "stop" and go ;-)
a my jutro ruszamy w gory !!!! :D :D :D
Pozdrowionka
 
jua
jua - 2009-03-16 10:33
Łaaaaaa!!!! Monika! jaką ciężarówą jechalaś! ja zawsze chciałam taką ciężarówą:] !!!!!!! Łaaaaaaaaaaaa!!!!! :D:D:D:D:D:D
 
mrutrips
mrutrips - 2009-03-23 22:52
a powiem Ci, ze tak sobie o Tobie pomyslalam, jak pierwszy raz zobaczylam te wielkie trucki :)
 
 
mrutrips
Monika Turska
zwiedziła 4% świata (8 państw)
Zasoby: 55 wpisów55 81 komentarzy81 752 zdjęcia752 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
06.10.2008 - 24.03.2009