Mowi sie ¨szczescie w nieszczesciu¨, a jako, ze juz nie raz przeinaczalam powiedzenia i zamiast wrobla to na dach goryla wsadzalam, to i tym razem to przemonicze, gdyz do moich ostatnich dni w Portobelo bardziej pasuje ¨nieszczescie w szczesciu¨, gdyz szczesciem bylo sie tam znalezc... na poczatku... Szczegolow Wam zaoszczedze, suma sumarum moje kelnerowanie zakonczylo sie kilkudniowym czekaniem na wszystkie pieniadze od szefa restauracji, obietnice i puste slowa, a potem zastraszanie... wezwana policja, ze rzekomo okradlam restauracje, nachodzenie z dziwnymi goscmi w hostelu i nikogo, zeby poprosic o pomoc, bo wszyscy sie znaja, per ¨ty¨... w koncu te pieniadze nie byly juz wiecej warte czekania w jakims dziwnym stanie bliskodepresyjnym, spakowalam sie i wyjechalam! Wyjechalam pod wieczor, przesiadka w Colon, omijane przez Panamenczyk, zla slawa cieszace sie w przewodnikach, jedno z najniebezpieczniejszych miejsc w jakichkiedykolwiek bylam ... i to jeszcze po zmroku! Na szczescie szybko znalazl sie autobus do Panama City... siedze, powoli sie uspokajam, puszczaja film, ufff bedzie sie na czym skoncentrowac... patrze patrze... a tu Miroslaw Baka!!! Ha!!! Panie Miroslawie, dawno sie tak na niczyj widok nie ucieszylam! ;). W panamskim autobusie polski film z hiszpanskim dubbingiem, znaczy, ze znowu bedzie pozytywnie!!! Dla zaciekawionych tytul filmu to ¨Gdzie zyja Eskimosi¨ (¨Where Eskimos Live¨).
Dojechalam do Panamy, pozno juz, szybko telefon do hostelu - jest miejsce!, autobusy juz nie kursuja, wiec taksowka, dotarlam, killa maili i spacku... i obudzilam sie jakby po dlugim, zlym snie. Doswiadczenie... kazde czegos uczy...
Zeby mi sie tu nikt o mnie martwic nie zaczynal, ciagle daje rade!!! W miedzyczasie w Panamie byl Karnawal. Choc pracowalam wtedy jeszcze jako kelnerka to hmmm... odczulam go na wlasnej skorze, kiedy to biczem dostalam po nogach od ganiajacych po ulicy przebranych diablow - a bylam swiecie przekonana, ze kobiet nie ruszaja, uch! Poza tym karnawal jak to karnawal, duzo muzyki, kolorow, od rana... do rana pikniki i picie, cala wioska na ulicy. W hostelu pojawiali sie kolejni podroznicy, wiec mialam towarzystwo, by sie od problemow odciac. No ba! Nawet przewinal sie jeden Polak, Dominik, na ktorego wpadlam przypadkiem dzisiaj na ulicy w Panamie - te zbiegi okolicznosci cos mnie nie opuszczaja, i oby trzymaly sie mnie dalej! ;)