Pobudka, rozgladam sie po okolicy... echh Isla de Ometepe! Wyspa stworzona z dwoch wulkanow na przeogromnym jeziorze Lago de Nicaragua, cudnie! Chodzilo mi po glowie, zeby sie tam zatrzymac, ale... echhh czas goni! Dziwne uczunie nagle po blisko pol roku zaczac sie gdzies spieszyc i liczyc dni. Colectivo na panamericane (tutaj zwana interamericana) i... o nie nie, nie dam sie znowu wcisnac w autobus! Szybko marker z plecaka, kartka i gotowe: ¨Managua¨. Mniej niz 10 minut i jest pierwszy stop, jade na pace! W miedzy czasie smaczny przystanek na arbuza. Genialnie! :D Dojechalam do stolicy, kolejna kartka ¨Leon¨, pogawedka z lokalnym policjantem, moze ze 2 minutki czekania i mam transport na kolejne kilkanascie kilometrow. Cos na zab i znowu stoje przy szosie. Nie zdarzylam sie na niej zbytnio zadomowic i ciezarowka do Leone. Szybko poszlo! Dojechalam do Leone popoludniu, hostel zlokalizowany, ostatnie wolne lozko. Atmosfera w klimacie jestem-super-surferem i co-by-tu-dzisiaj-wypic, gdzies ktos sie nawinal, wymiana kilku zdan, nooo... i troche to nie ten klimat. Jutro pomysle, co by tu dalej poczac.
---
- dla miłośników gór, trekkingu, itd, gdyby ktoś miał ochotę połączyć przyjemne z pożytecznym, to polecam zajrzeć na stronkę: http://www.quetzaltrekkers.com/, świetna forma wolontariatu :)