Czemu prawie? Bo generalnie podrozuje sama i stanie przy drodze z kartka i wyciagnietym kciukiem troche odpada - ech to byly czasy!... ale bez tego tez mozna sobie poradzic ;).
Najpierw z naszym rodakiem zabralam sie do Rio Dulce z granicy z Belize, mam nadzieje, ze sie jeszcze spotkamy, Krzysiek mieszka obecnie w Hondurasie - tak moi drodzy, tam tez sie wybieram - oby nie zapeszyc! ;). Obecnie czekam na Simone, mojego czasem kompana podrozy, a w miedzy czasie tego oczekiwania postanowilam rozeznac sie w okolicy. Tak wiec wybralam sie na spacer, ale zanim zdarzylam dotrzec do centrum poznalam Sergio, ktory akurat mial dwie godzinki przerwy w pracy. I tak oto z moim kolejnym prawie-stopem zabralam sie na zamek San Felipe (biura turystyczne chca za to 150 Quinzali, tj ok 20 USD... gdyby nie Sergio to bym sobie podarowala, gdyz wypozyczalni rowerow nie udalo mi sie jak dotychczas zlokalizowac).
Pierwsze wrazenia z Gwatemali? Musze przyznac, ze troche brakuje mi pikantnej meksykanskiej kuchni, ale na lokalna narzakac nie moge. Oni uwielbiaja wszystko przysmazac, a iloscia dan, ktore da sie przyrzadzic z bananow zaskakuja mnie przy kazdym posilku, przykladowo zamiast ziemniakow lub ryzu jedza przypieczone banany polewane slodko-kwasnym sosem, cos jak nasz jogurt naturalny, i do tego surowka... nie zgadniecie z czego - ze swiezej kiszonej kapusty! Aaa wiecie, ze sa trzy gatunki bananow? I rozne dania przygotowuje sie z bananow w roznym stadium dojrzewania? Ale o tym szerzej juz z Hondurasu ;).
Co do ludzi... tutaj juz kazdy nietutejszy to ¨GRINGO¨, w Meksyku jedynie Amerykanie zasluzyli sobie na to miano, tutaj ja takze zaliczam sie w to nie bardzo zacne grono. Cale szczescie, ze wczesniej udalo mi sie podlapac troche hiszpanskiego i zazwyczaj po chwili rozmowy staja sie bardziej otwarci i przyjazni. Zebyscie widzieli konsternacje, jaka zastalam wczoraj w lokalnej restauracji, turysci widac tam czesto nie zagladaja, po moim wejscie ustaly wszystkie rozmowy... powiedzialam jedynie ¨que aproveche¨ (pl. smacznego) i na szczescie atmosfera powrocila do poprzedniego stanu a kelnerka zainteresowala sie bardziej moja potrzeba konsumpcji.
Jeszcze tylko kilka slow o hotelu, gdzie sie zatrzymalam. ¨Hotel Backpackers¨ w Rio Dulce, caly dochod hotelu (nazywaja to ¨turystyka humanitarna¨, moim zdaniem genialny pomysl) przeznaczony jest na opieke i edukacje dzieci z lokalnego sierocinca, pracuja tutaj byli wychowankowie i wolontariusze z roznych zakatkow swiata. Gdyby ktos kiedys chcial pomoc tym pociechom w jakikolwiek sposob, podaje namiary:
www.casa-guatemala.org
casaguatemala@net.gt
i strona hotelu: www.hotelbackpackers.com
(naprawde fajne warunki, prysznic, darmowy nieograniczony Internet, calosc nad jeziorem, mozna wypozyczyc motorowke lub kajak - wyprobowany dzisiaj rano :D, restauracja - z niej dochod rowniez przeznaczony na dzieci, najtanszy wieloosobowy pokoj od 20 QZ, ok. 8zl/noc)